Może ma tu ktoś jakąś uniwersalną metodę na to, jak poradzić sobie z rozstaniem, bo już sama nie wiem co powinnam zrobić, żeby przestało mnie to dołować i dobijać. Facet zostawił mnie po 7 latach związku, związku którego ja wcale nie uważałam za zły. Po prostu pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie oświadczył mi, że z nami już koniec. Nie wiem co było tego powodem, może miał już dosyć, a może znalazł sobie kogoś innego. Nieważne, w każdym razie dla mnie był to cios i choć minęło od tego już prawie pół roku, to ja nadal nie mogę się z tym uporać. Może ktoś tu miał podobne doświadczenia i podpowie mi jak pozbierać się po rozstaniu, bo zaczynam podejrzewać, że sama sobie z tym nie poradzę. Będę wdzięczna za wszelkie pomysły, zwłaszcza takie, które sprawdziły się w praktyce.
Na to chyba nie ma nigdy dobrej rady. Dochodzenie do siebie po rozstaniu zawsze sporo kosztuje, ale tu czas musi uleczyć rany. Choć najgorzej jest chyba wtedy, jeśli wszystko jest dobrze i nagle się kończy. Pół biedy jeżeli facet przeskrobie coś poważnego, ale właśnie najgorzej jest kiedy mężczyzna odchodzi znienacka, bez wyraźnego powodu. Wtedy właśnie boli to najbardziej.
To tylko jedno lekarstwo jest – czas leczy rany i to przede wszystkim on będzie potrzebny. Można się pewnie jakoś łudzić jeszcze, że wszystko da się odkręcić, naprawić i tracić mnóstwo czasu na myślenie o tym, jak odbudować związek, ale to wtedy już zazwyczaj nie ma większego sensu i trzeba pogodzić się z porażką. Grunt to nie dać się jej przygnieść, tylko odczytać ją tak, że jest to również szansa na stworzenie czegoś nowego w przyszłości – znalezienie nowego partnera.