Jak myślicie, czy po kilku latach bycia razem, ale bez dalszych decyzji i kroków naprzód może się okazać, że tworzymy tak zwany przechodzony związek, czyli że już coraz mniej nas łączy i chyba najlepiej, to wypadałoby się rozejść? Mieliście podobne doświadczenia w swoim życiu, albo widzieliście coś takiego u znajomych, może rodziny? Ja bardzo bym nie chciała, żeby teraz nie rozsypało się moje życie, jasne że nie ma już takiego żaru, jak kiedyś, wszystko okrzepło, ale mi się wydaje że jednak tak jest dobrze, nie chciałabym tego stracić, właśnie dlatego pilnie potrzebuję porady na to, jak uratować przechodzony związek, bo jednak nie chcę tracić kilku lat swojego życia, co więcej, kilku dobrych lat. Jeżeli możecie mi coś o tym powiedzieć, to będę wdzięczna za radę.
Nie wiem czy to ma jakiś sens i czy takie rzeczy są jeszcze do odratowania. Jeśli o mnie chodzi, to przechodzone związki są trudne do naprawienia. Chyba tylko musi się zepsuć wszystko całkowicie i należy zaczynać wszystko od nowa. Ale to też jest trudne. Generalnie wydaje mi się, że coś takiego wymaga często radykalnych zmian, nawet trudnych. Jeżeli jednak komuś zależy, to chyba warto podjąć trud.
Jeżeli chodzi o ratowanie przechodzonego związku, to tu sposób jest tylko jeden
Muszą nastąpić jakieś radykalne zmiany, które wszystko odświeżą. Bez tego nie ma co liczyć na jakąś wjększą poprawę. Jeżeli ludzie są ze sobą z rutyny, to po prostu trzeba ją przełamać i brać się do wytężonej pracy nad związkiem, to chyba jedyna szansa, żeby coś zmienić.
Trudno powiedzieć, czy jest to jeszcze w dalszym ciągu sens ratować, jeżeli jest się zbyt długo w związku i nie poszło się wcześniej w żadną stronę. Po prostu trzeba się było jednak wcześniej zdeklarować i wziąć ze sobą ślub lub dać sobie z tym wszystkim spokój. Później zdarza się, że na myślenie jest już znacznie za późno.